Krótki opis meczu ATOM-Victoria dostępny w dalszej części newsa! Zachęcamy do lektury!
W XXIII kolejce Ligi LZS ATOM Chęciny podejmował na Krasnal Arenie drużynę Victorii Rębków. Do meczu oba zespoły przystępowały w zgoła odmiennych nastrojach - ATOM lekko podłamany wysoką porażką z Wilkiem Wilkowyja, zaś ekipa z gminy Garwolin uskrzydlona niespodziewaną wygraną nad GKS-em Gocław. Ze względu na to, że Victoria lepiej radzi sobie na wyjazdach, a na wiosnę prezentuje solidną formę, spodziewaliśmy się ciężkiej przeprawy. Wierzyliśmy jednak, że będziemy w stanie przeciwstawić się doświadczonemu rywalowi i powalczyć o komplet „oczek”.
Mecz rozpoczął się ze sporym opóźnieniem ze względu na potężną ulewę, która przeszła nad boiskiem w Łąkach. Murawa była mocno nasiąknięta wodą, w wielu miejscach stały kałuże, ale mimo to sędzia, po konsultacjach z kierownikami obu zespołów, podjął decyzję o rozegraniu spotkania. Lepiej w tych warunkach od początku radzili sobie goście, którzy po ok. 10 minutach zawodów prowadzili aż 4:0. Gracze Victorii wykorzystali w pełni swoje doświadczenie oraz boiskowy spryt, grali prostą piłkę, a przy każdej nadarzającej się okazji oddawali strzały w kierunku bramki strzeżonej przez Sylwka. Bez względu na to, czy były one oddawane z odległości 20 czy 40 metrów, za każdym razem lądowały w naszej bramce, a team z Rębkowa w tej fazie meczu mógł się pochwalić 100% skutecznością. Szok i niedowierzanie w szeregach drużyny gospodarzy, która dopiero po ok. kwadransie meczu obudziła się z marazmu i zaczęła przeprowadzać akcje ofensywne. Ich konstruowanie przychodziło jednak z wielkim trudem, w czym z pewnością nie pomagały panujące warunki atmosferyczne. Te jednak były jednakowe dla obu drużyn, więc nie mogły być żadną wymówką naszej bardzo słabej gry. Próbowaliśmy akcji indywidualnych, udawało się nam ogrywać 3-4 rywali, jednak na kolejnym traciliśmy piłkę. Kiedy zorientowaliśmy się, że taka taktyka nie przyniesie choćby bramki kontaktowej, skupiliśmy się na zespołowej grze i wykorzystywaniu skrzydeł, gdyż w środku pola panowała zacięta walka. Te pracowały nie najgorzej, ale boczni pomocnicy, będąc nawet w dogodnych sytuacjach, zbyt często decydowali się na dogrywanie piłek w pole karne, gdzie padały one łupem goalkeepera lub obrony przeciwników. O tym, że nasza gra była daleka od ideału świadczy fakt, że nie byliśmy w stanie wykorzystać „jedenastki”, podyktowanej za zagranie ręką przez stopera Victorii. Intencję Rafała Trzpila wyczuł niestety bramkarz gości, który w pierwszej odsłonie jeszcze dwa razy uratował swoją ekipę przed utratą gola, kiedy to fenomenalnie odbił piłkę po strzałach Tomka Gruszczyńskiego i Dominika Mateńko. Tyle szczęścia nie miał za to Sylwek, który przed gwizdkiem sędziego musiał jeszcze trzykrotnie wyjmować piłkę z siatki. Gole padały kolejno po strzale z okolic narożnika pola karnego, po rzucie wolnym z ok. 25 metra i zamieszaniu w „szesnastce” po wrzuceniu piłki z lewej flanki Victorii.
Na drugą połowę wyszliśmy z założeniem strzelenia przynajmniej bramki honorowej i przeświadczeniem, że gorzej być nie może. I rzeczywiście - gra wyglądała znacznie lepiej niż w pierwszych 45 minutach zawodów. Z przodu dwoił się i troił Radek Piotrowski, w środku zaciekłe boje toczyli Konrad Kowalczyk i Rafał Trzpil, a obrona nie popełniała większych błędów. Częściej przebywaliśmy na połowie rywala, próbowaliśmy grać szybciej piłką, ale wyraźnie było widać, że to nie jest nasz dzień. Byliśmy w stanie raptem oddać 5-6 strzałów z dystansu, wywalczyć kilka rzutów wolnych z okolic pola karnego czy rzutów rożnych, ale te nie przyniosły upragnionego gola. Udało się nam wreszcie go strzelić, ale nie został uznany, gdyż sędzia dopatrzył się pozycji spalonej Radka. W tym aspekcie próbowała nam pomóc nawet Victoria, ale dwa razy bramkarz uchronił ją przed trafieniami samobójczymi. Rębków w drugiej połowie także był usposobiony ofensywnie i ewidentnie dążył do jak najwyższej wygranej, a tym samym do pogrążenia naszego zespołu. W ataku różnymi środkami próbował podwyższyć rezultat spotkania - raz były to akcje indywidualne, raz zespołowe akcje, które czasami mogły się naprawdę podobać. Na nasze szczęście Sylwek wespół z defensywą wyciągnęli odpowiednie wnioski z pierwszej odsłony i ustrzegali się większych błędów. Ten przydarzył się jednak w samej końcówce spotkania, kiedy to rezerwowy napastnik Victorii po strzale z dystansu ustalił wynik 0:8 dla przyjezdnych.
ATOM ponosi 6 porażkę w rundzie rewanżowej, które jest zarazem 4 z rzędu. Przegrana ta jest pod wieloma względami bolesna. Po pierwsze - jest najwyższą poniesioną przez zespół z Chęcin w tym sezonie. Po drugie - jest najwyższą poniesioną w historii występów w Lidze LZS (podobna przytrafiła się w debiutanckim sezonie 2013 r. w meczu z GKS-em Gocław). Po trzecie - jest pierwszą odniesioną w starciu z Victorią (dotychczasowe pojedynki kończył się naszymi zwycięstwami). Jeśli dorzucę jeszcze jedną statystykę, iż od 3 spotkań nie potrafimy pokonać bramkarza rywali, a sami dajemy sobie wbić aż 18 goli, wyraźnie widać, że przechodzimy mały(?) kryzys. W pełni wykorzystała to ekipa z gminy Garwolin, która odniosła 5 wygraną na wiosnę, plasuje się w połowie klasyfikacji rozgrywek i z pewnością nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Dzięki za mecz Panowie, a przede wszystkim za zgodę na przełożenie go na sobotni termin. Jakby na to nie patrzeć - wyszło wam to na dobre:)
Ciężko powiedzieć coś pozytywnego o występie ATOMU, równie ciężko będzie zapomnieć o tak dotkliwej porażce. Rany będą się goiły jeszcze przez długi czas, ale my musimy szybko puścić w niepamięć fatalny występ, bo za kilka dni kolejny ligowy pojedynek. Tym razem udamy się do Miętnego na mecz z sąsiadującym w tabeli Dragonem. Będzie to mecz o przysłowiowe „6 punktów”, dlatego też dołóżmy wszelkich starań, by je zdobyć. Czy tak się stanie? Głęboko wierzę, że tak, ale o wszystkim przekonamy się w niedzielę 25 maja br. ok. godz. 13:00. Powodzenia Panowie!